poniedziałek, 10 listopada 2014

W labiryncie informacji (felieton)



W labiryncie informacji
Życie w erze informacji - czy to błogosławieństwo? A może straszliwa klątwa, która czyha na nas każdego dnia? Spróbuję to wyjaśnić, by rozwiać wszelkie wątpliwości.
Na początek pytanie: "Era informacji" - co to 
w ogóle może znaczyć? Chodzi głównie o to, że
w dzisiejszych czasach wszędzie kłębią się tony informacji. By się czegoś dowiedzieć, czegokolwiek, można wyjść chociażby na ulicę. Wychodzę. Ulica Nadmorska, róg Zielonej. Pierwsze, co rzuca się
w oczy, to duży biuletyn, na którym jest już tyle wszelkich plakatów, ogłoszeń, ulotek, rozkładów jazdy autobusów czy też pociągów metra, że trzeba by się porządnie natrudzić, by ulokować tu kolejną kartkę papieru. Już na samym starcie dowiedziałem się o wszystkich najbliższych koncertach w mieście
i minionych, i nadchodzących wydarzeniach, przejrzałem oferty kupna/sprzedaży, a nawet pracy. Sprawdziłem też,   o której godzinie mam kolejny autobus, by dowiedzieć się czegoś więcej na jakikolwiek temat. Mój środek transportu właśnie nadjeżdża. Zamiast klasycznego, czerwonego lakieru na karoserii ma zamieszczoną wielką reklamę targowiska, gdzie właśnie się udaję. Wysiadłem i jak myślicie... Co mogłem ujrzeć? Wszędzie pełno straganów, sklepów, kawiarni… Normalne, ale nad tym wszystkim górują jednak reklamy, oferty, cenniki... W każdym z tych miejsc ciągle widać przykuwającą uwagę reklamę nowego produktu, telewizora marki Samsung, podobno jest hitem, ale sądzę, że to kolejny chwyt marketingowy. Wszedłem do kawiarenki internetowej, nie wspominam już nawet o plakatach na ścianach, informujących o koncertach, wyprzedażach, itp. To już po prostu prawie miejski spam, nikt uwagi na to nie zwraca, no może tylko niektórzy. Mnie to bardzo irytuje.
Wyciągam z torby swój laptop."Odpaliłem" przeglądarkę... Nawet na stronie startowej wyświetliła się jakaś reklama mało znanego serwisu z zakładami bukmacherskimi. Wszędzie reklamy! Wyłączyłem komputer i poszedłem do kiosku, gdzie kupiłem gazetę. Przez parę sekund żyłem w przekonaniu, że tam reklam nie będzie. Myliłem się, lecz tu były one jakoś "poukładane" tematycznie. Wracam do domu i zauważyłem na ścianie bloku graffiti z Panem Tuskiem,
z podpisem "They see me comin' they hatin' ". Mam dość informacji na dziś, nawet tych pozytywnych
i zupełnie nieprzeszkadzających…
                Teraz tylko pozostaje utworzyć kolejną informację... Era informacji - klątwa czy błogie dobrodziejstwo? Na to już musicie odpowiedzieć sobie sami.

autor: Krystian Zmiertka 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz